niedziela, 28 grudnia 2014

Wierzysz w przeznaczenie? W ślepy los? W "tak miało być"? Wierzysz, że coś zostało zaplanowane tam do góry i już nie masz na to najmniejszego wpływu? Wierzysz w kolej rzeczy? W przypadek? W zrządzenie losu? Myślisz, że spotkałaś kogoś, bo tak było ci pisane? Tłumaczysz to zbiegiem okoliczności? Koło fortuny? Może siła wyższa? Jeśli twoja odpowiedź brzmi: "tak", to teraz po prostu usiądź wygodnie, zrób sobie kawę i przestań zadręczać się czymkolwiek. Przestań dołować się przeszłością, wspomnieniami. Nie zastanawiaj się nad tym, co będzie. Nie wybiegaj w przyszłość. Opatrzność nad tobą czuwa, a przeznaczenie nadal pracuje na wysokich obrotach. Zaufaj mi, będzie co ma być.


- Mi również - odpowiedziałam, chwytając jego dłoń. Skłamałam, jakie to było oczywiste.
Miło mi. Czyżby?
- Poznaliśmy się kilka dni temu w tramwaju, wsiadły kanary, a on nie miał biletu i tak się zaczęło - opowiedziała zachwycona Kasia.
- Romantycznie - rzuciłam kąśliwie.
- Prawda? - krzyknęła i wtuliła się mocno w jego ramiona.


- Musisz mi pomóc - oznajmiłam.
- Wiesz która jest godzina? - odpowiedział głos w słuchawce.
- Skąd pewność, że właśnie ta miłość jest prawdziwa i że jest na zawsze?
- Wiesz co to poświęcenie? Kiedy dzwonisz do niego w środku nocy, a on odbiera i z niepokojem pyta, co się dzieje i choć dzwoniłaś tylko po to, by usłyszeć jego głos albo oznajmić mu, że tęsknisz, uśmiecha się i mówi, że kocha. Kiedy leżysz w szpitalu zupełnie sama, obładowana owocami, jogurtami i całą masą pozostałych artykułów spożywczych, bo wszyscy odwiedzający wpadli tylko "na chwilę", a jedynym człowiekiem, który troszczy, martwi się i przenosi swoje życie do tej szpitalnej sali jest on. Kiedy znajdujesz się w krytycznej sytuacji i przez ułamek sekundy zastanawiasz się do kogo zadzwonić, wybór pada na niego, bo masz tę pewność, że ci nie odmówi, że odbierze, że pomoże, że kocha.
- Dziękuję.


Obudziłam się z lekkim i nieprzyjemnym bólem głowy i nie sądzę, że chodzi tutaj o kaca, chyba siadła mi psychika. Ile tak naprawdę może znieść człowiek? Co się dzieje, kiedy nadchodzi ten kulminacyjny moment, który niszczy wszystko? Jak bardzo boli pustka?
Zeszłam na dół, aby zaparzyć sobie kawę. Włączyłam ekspres, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Szybko narzuciłam na siebie szlafrok, po czym delikatnie uchyliłam drzwi.
To on.
- Porozmawiamy?
Nie wiem dlaczego, ale pozwoliłam mu wejść do środka, ponownie. Kiedy przekraczał próg poczułam jakby zabierał cząstkę mnie, której już nigdy nie odzyskam.
- Jak Warszawa? - zapytałam.
- Chyba nie myślisz, że przyszedłem tutaj rozmawiać o życiu w stolicy.
- Nie? A o czym chciałbyś porozmawiać? Może o tym, że twoja matka miała rację. Różnimy się, to prawda. To wszystko byłoby zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe.
- Co ty bredzisz?
- Powiedziałeś, że nie wyjeżdżasz do Warszawy, a jakiś czas później okazało się, że właśnie tam jesteś. Mówiłeś, że twoja matka pieprzy głupoty, a jednak jej posłuchałeś. Studia w stolicy, wspaniały uniwersytet i moja przyjaciółka, przed którą udajesz, że mnie nie znasz! Mam dosyć, rozumiesz? Nie zasłużyłam sobie na to wszystko - wykrzyczałam, ocierając spadające po policzkach łzy.
- Hej, mała, uspokój się.
- Nie chcę tego wszystkiego.
- Co to ma znaczyć?
- Odejdź.
- Nie mam zamiaru.
- Powiedz, że ten związek nie miał przyszłości, że się bawiłeś, że wyjeżdżasz, że nigdy mnie nie kochałeś. Powiedz to, bo inaczej nie będę potrafiła pójść dalej.
- Przecież to kłamstwo.
- Jeśli teraz wyjdziesz, zostawiając mnie w tym stanie bez żadnego słowa, ja już się nie podniosę, rozumiesz?
- Nie będę wygadywał takich głupot!
- Czyli kochałeś?
- Tak.
- A mimo to zostawiłeś mnie tutaj, wyjeżdżając bez słowa. Gdyby przez czas twojej nieobecności coś mi się stało, nie mogłabym na ciebie liczyć. Nie mogłabym zadzwonić i poprosić o pomoc, nie byłbyś obok, nie zrobiłbyś nic, bo najzwyczajniej w świecie ciebie już nie było.
- Przepraszam.
- To nie jest prawdziwa miłość.
- Przepraszam.
- Po prostu zrób to - wyszeptałam, spoglądając na niego z zapłakanych oczu - zrób to.
- Nigdy cię nie kochałem - oznajmił, a następnie wyszedł.
- Dziękuję - wyszeptałam, upadając na zimną podłogę.


Wsiadłam w samochód pospiesznie odpalając silnik. Co chwilę ocierałam mokre policzki i głęboko nabierałam do płuc powietrza. W końcu dotarłam w upragnione miejsce. Wysiadłam z auta i spojrzałam w niebo.
- Cześć - powiedziałam. Zapaliłam znicz i odłożyłam go pod maleńkim krzyżem - bardzo za wami tęsknię.
Przejeżdżające co jakiś czas auta zwalniały, myśląc, że potrzebuje pomocy.
- Chciałabym powiedzieć, że jest okej, ale nigdy nie pragnęłam was okłamywać. Nawet wtedy, gdy wszyscy szli na wagary, okłamując swoich rodziców, wy jedyni wiedzieliście, że tego dnia nie spędzę w szkole. Lubiłam być szczera, z resztą nadal tak jest. Nie radzę sobie, z niczym już nie daję rady. Wszystko tracę, niszczę. Jestem do niczego. Tak bardzo potrzebuję waszego uśmiechu, waszych rad, żartów i pomocy, na którą zawsze mogłam liczyć. Za każdym razem mogłam przyjść i się wygadać, i chyba to jako jedyne się nie zmieniło. Mam nadzieję, że mnie słyszycie gdzieś tam u góry i może chcielibyście obdarzyć mnie jakąś złotą radą, ale i wy i ja doskonale wiemy, że jest to niemożliwe. Opiekuję się domem, może nie tak idealnie jak ty mamo, ale stoi on na swoim miejscu, dbam o twoje kwiaty i czyszczę porcelanę - uśmiechnęłam się - gdybym tylko mogła cofnąć czas.. To ja do tego doprowadziłam, to z mojej winy spotykamy się w takim, a nie innym miejscu, to ja przyczyniłam się do tego, że nie mam nikogo, że nie mam już was. Przepraszam - wyszeptałam. Wyciągnęłam z kurtki opakowanie silnych tabletek. - Do zobaczenia.

niedziela, 21 września 2014

Czasami przychodzą takie wieczory, w których odczuwasz wszystko bardziej. Uczucia stają się mocniejsze, a potrzeby większe. Boli bardziej, pragniesz bardziej, umierasz bardziej. Bierzesz głęboki oddech, wypuszczasz powietrze i uświadamiasz sobie, że nic się nie zmieniło. Wciąż jesteś w tym samym miejscu, z tymi samymi ludźmi, w tym samym bólu. Chcesz coś zmienić, ale nie potrafisz. Bez przerwy coś ciągnie cię do tyłu, upadasz i już nie wstajesz. Nie walczysz. Poddajesz się. Przegrywasz. Mówisz sobie: "Jest okej. Ktoś musi przegrać, żeby wygrać mógł ktoś". Ale w życiu nie chodzi o to, by popychać innych do wygranej, a samemu zajmować ostatnie miejsce. Jest ciężko, wiem, coś uwiera, coś jest nie tak, nie na swoim miejscu, rzeczy dzieją się nie po kolei. Ktoś odchodzi, ktoś rani. Wszystko się zmienia. Świat staje się beznadziejny, nie potrafisz go zrozumieć. Ciągle pytasz: "dlaczego?". Siadasz i rozkładasz ręce z bezradności. Nie robisz nic, by ruszyć naprzód po swoje. Czekasz na swoją kolej. Myślisz, że ktoś zapuka do drzwi i powie: "Wstawaj, czas na ciebie". Ale to nie tak. W tym ogromnym niezrozumieniu jesteś zupełnie sam. Tylko ty i twoje zmartwienia. Zawalczysz kiedyś o jutro?






2 TYGODNIE PÓŹNIEJ




Dzwoniłam. Pisałam. Znowu dzwoniłam.
Brak odpowiedzi.
Postanowiłam wyjść z domu, przejść się gdziekolwiek, aby przestać zaprzątać sobie głowę nadmiarem myśli. Chciałam spróbować zrozumieć.
Usiadłam na boisku sportowym, patrząc na wyczyny chłopaków grających w koszykówkę. Sięgałam po telefon, kiedy minął mnie wysoki brunet w szerokiej czerwonej bluzie.
Niemożliwe.
Wstałam, walcząc w głowie z tym, co było tak niezrozumiałe.
Jego chód. Jego zapach.
Ruszyłam za chłopakiem, który tak bardzo był Nim.
- Sebastian?
Cholera. Nie chce ze mną rozmawiać?
- Sebastian! - krzyknęłam, podbiegając do niego i ciągnąc za rękaw bluzy.
Pomyłka.
- Przepraszam, ja... chyba oszalałam.
Chłopak uśmiechnął się.
- Jak każdy z nas. - rzucił i poszedł dalej.


Postanowiłam wracać. Świeże powietrze i dźwięk uderzającej piłki od kosza wcale nie pomagają w robieniu kroku naprzód w swoim życiu.
Nie wiem dlaczego, ale obrałam dłuższą drogę do domu, tą, która idzie przez park, tą, która prowadzi obok Jego domu.
Z każdym krokiem bolało coraz bardziej.
Masochistka.
Zatrzymałam się przed jego domem. Nie wiem dlaczego. Po prostu czułam, że muszę to zrobić.
- Witaj Klaudio. - usłyszałam znajomy damski głos za sobą.
- Dzień dobry. - odpowiedziałam zażenowana. - Ja.. tylko przechodziłam obok.
- Rozumiem.
- Do widzenia. - rzuciłam pospiesznie, próbując uciec jak najdalej od jej morderczego wzorku.
- Sebastian jest w domu. - krzyknęła. - Przyjechał na kilka dni.
I nie zadzwonił.
Uśmiechnęłam się tylko, ruszając przed siebie. Zajęłam pobliską ławkę i odpaliłam papierosa.
Byliśmy dla siebie tacy ważni, więc co doprowadziło do utraty tego? Dlaczego pozwoliliśmy zgasnąć temu uczuciu? Jak naprawić przeszłość?
Wibracja telefonu.
- Tak?
- Idziemy dzisiaj na imprezę na rynku, nie przyjmuję żadnych wymówek, musisz w końcu wyjść z domu!
- Czyli nie mogę odmówić?
- Nie, ponieważ ja się nie pytałam czy idziemy, tylko oznajmiłam ci to. Będę u ciebie o 19. Kocham cię. - rzuciła przyjaciółka.




- Wiesz, że musisz się w końcu przed kimś otworzyć.
- Nie muszę.
- To ci pomoże, poczujesz się lepiej. Rozmowa ze mną to nie to samo, co przyjaciel, ktoś kogo kochasz, druga, bardzo ważna dla ciebie osoba.
- To za bardzo boli.
- Wiem, dlatego musisz pomóc sobie. Zawalcz o siebie, bo jeśli się poddasz, nawet nie zauważysz jak zaczniesz powoli znikać z tego świata. Na początku perfekcyjnie potrafisz udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, uśmiechasz się, wychodzisz do ludzi, zazwyczaj zmuszona, spędzasz z nimi czas, rozmawiasz, unikasz bolesnych tematów, nie jesteś sobą, później przychodzi czas, kiedy męczy cię już udawanie i to jest idealny moment na to, by powiedzieć: "Hej, nie jest ze mną najlepiej, chciałabym porozmawiać". Ale wiesz co ty zrobisz w takim momencie? Zaczniesz zabijać siebie, będziesz dalej wciskać ludziom bajkę o tym, jak cudownie jest u ciebie, a oni po prostu ci w to uwierzą, ci bardziej wnikliwi dostrzegą zmianę w twoich oczach, ale nie będą pytać, machną na  to ręką. Aż w końcu nadejdzie ostatni etap, wiesz jak ja to nazywam w psychologi? "Ostateczne wykończenie". Upadniesz psychicznie. Przestaniesz wstawać z łóżka, staniesz się wrakiem człowieka, nie będziesz odbierać telefonów, rozmawiać z ludźmi. Będziesz siedziała zamknięta w swoim dusznym pokoju, bez dostępu do świata, z zamkniętymi oknami. Zaczniesz gnić. Umierać. Brak otwarcia się przed kimś to dobrowolna śmierć, na którą siebie skazujesz. Chcesz umrzeć?



- Ślicznie wyglądasz. - oznajmiła Aniela, która przyszła punktualnie.
- Powiedzmy. - rzuciłam. - Idziemy?
Na miejscu wypiłyśmy piwo. Później dotarła większa część znajomych.
- Klaudia? - usłyszałam.
- Kasia! - krzyknęłam. - Tak dawno cię nie widziałam, co u ciebie?
- Trochę się pozmieniało przez te 3 lata. Przyjechałam do Wrocławia na tydzień, może dwa, później wracam do siebie.
- Wszystko w porządku? - zapytałam.
- A u ciebie?
- Co nowego? - zmieniłam temat, chcąc uniknąć odpowiedzi.
- Poznałam kogoś, tutaj, we Wrocławiu.
- Naprawdę?! - krzyknęłam, ściskając ją. - Tak bardzo się cieszę.
- Chcesz go poznać? Obiecał tutaj przyjść.
Poszłyśmy po chłopaka, którymi miał czekać w umówionym miejscu.
- Jest cholernie przystojny. - reklamowała go Kasia. - Zresztą sama zobaczysz. Oo, jest! - wskazała ręką. Podeszłyśmy bliżej.
- Sebastian to jest Klaudia, Klaudia to Sebastian. - przedstawiła nas.
Cholera.
Wyciągnął do mnie rękę.
Wrócił. Jest tutaj. Stoi przede mną. Niemożliwe. To nie tak miało być.
- Miło mi. - powiedział, zupełnie tak, jakbyśmy nigdy się nie znali.

niedziela, 20 lipca 2014

- Miłość jest ważna, prawda?
- Zależy jak na to patrzysz.
- Ale jeśli kochasz, to wybaczasz.
- Myślisz, że miłość potrafi wybaczyć wszystko? Ukryć każde błędy i niedoskonałości? Udawać, że czegoś nie było lub to coś w ogóle nie istniało? Myślisz, że miłość nazywano by szczerą, gdyby nosiła pod sobą kłamstwa?
- Myślę, że miłości nie ma.
- Jest, tylko nie można jej szukać. Ona przychodzi sama.






Można cierpieć, wyć z bólu, uderzać pięścią w ścianę, krzyczeć lub pragnąć odebrać sobie życie. Można pytać Boga, dlaczego. Można upijać się do nieprzytomności, uciekać z tego miejsca, odciąć się od ludzi. Można cierpieć, wiem o tym. Zastanawiam się tylko czy istnieje jakaś granica. Może każdy człowiek ma swój limit bólu i pewnego dnia przyjdzie taki moment, że nie wydarzy się już nic złego. Może trzeba wypłakać się aż do wyczerpania, upić do nieziemskiej nieprzytomności, przeżyć próbę samobójczą i dopiero wtedy będzie wspaniale. Wtedy dopiero będzie można zacząć żyć.Nie spałam. Od czasu jego odejścia zdążyłam rozwalić komórkę, kilka szklanek i lustro.
Okłamał mnie. Przemilczał tak wiele istotnych spraw.
Planowaliśmy wspólne studia, spotykanie się między zajęciami albo po nich, obiecaliśmy sobie uczyć się razem i pomagać sobie nawzajem.
W naszej dalekiej przyszłości ja miałam być prawnikiem, on prezesem wielkiej firmy. Chcieliśmy mieć dwójkę wspaniałych dzieci, chłopca i dziewczynkę. Dom z ogrodem i kominek. No i może psa.
Kruchość uczuć jest dołująca. Nie można na nich polegać, wierzyć im. Uczucia przemijają, stają się nieważne, nieistotne.


- Musimy to sobie wyjaśnić. - oznajmił, gdy po którejś z prób wpuściłam go do domu. - To się nie może tak skończyć.
- Wyjeżdżasz.
- Ja...
- To już postanowione, - przerwałam mu - ale chciałabym żebyś wiedział, że bardzo cię kocham. Pamiętaj o mnie, gdy spotkasz już jakąś inną, gdy pójdziesz z nią na spacer albo zaprosisz na kolację. Przypomnij sobie nasze poranki i wspólne śniadania. To jak zawsze spóźnialiśmy się na lekcje, a nauczyciele potrafili tylko machnąć ręką. Jak uciekaliśmy z najnudniejszych lekcji, by mieć więcej czasu dla siebie. Albo gdy upiliśmy się nad jeziorem i patrząc w gwiazdy, przysięgliśmy sobie wieczną miłość. Proszę, pamiętaj o mnie gdy już pójdziesz z nią do łóżka i będziesz szeptał do ucha, jak bardzo cieszysz się, że ją masz. I gdy już przytulisz ją do siebie, wspomnij jak bardzo uwielbiałam słuchać bicia twego serca. Pamiętasz, gdy kiedyś nie mogłeś oderwać mnie od siebie, bo tak bardzo pragnęłam bliskości? Przytul ją i pocałuj w czoło, a później sprawdź czy obdaruje cię uśmiechem, który dotychczas uwielbiałeś. Obejmij ją, kiedy pójdziecie razem, a następnie wspomnij jak marudziłam, że tak mi niewygodnie, po czym chwyciłam cię za rękę. Zapytaj, czy kocha i szukaj wahania w jej oczach, dokładnie tego, którego nigdy nie mogłeś odnaleźć w moich. Weź ją na ręce, kiedy powie, że bolą ją nogi, bo wpadłeś na pomysł dwugodzinnego spaceru. Poświęcaj się i oglądaj wieczorami komedie romantyczne zamiast meczu, idź z nią do kina bądź restauracji, a nie na piwo. Zapytaj czy piątkowy wieczór możesz spędzić z kumplami, a kiedy zaprzeczy, przypomnij sobie jak bezproblemowo reagowałam na to ja. Nie chcę byś nas porównywał, chcę tylko, abyś pamiętał. Wspomnij nas, po którejś nocy z nią, po jakimś śniadaniu, po pocałunku. Przypomnij sobie to wszystko, a następnie spójrz w niebo, bo właśnie tam wszystko się zaczęło.




TYDZIEŃ PÓŹNIEJ



Nie odezwał się. Minęło siedem dni, a on nawet nie przyszedł.
Złamałam się.
Ubrałam buty, wzięłam klucze i wyszłam.
Kiedy już stanęłam przed jego willą, zawahałam się. Nie wiedziałam czy robię dobrze, czy powinnam tu być, chcieć cokolwiek naprawić.
Wycofałam się.
- Klaudia? - usłyszałam za sobą męski głos.
- Przepraszam, czy my...
- Jesteś dziewczyną Sebastiana, tak? Nigdy nie mieliśmy okazji się poznać. Krzysztof, - oznajmił - jestem jego ojcem.
- Miło mi. - odpowiedziałam.
- Zapraszam na herbatę.
Dom był ogromny. Na wstępie witały wspaniałe schody, które poprzedzał hol ze stolikiem i bukietem kwiatów na środku. Na zwiedzenie wszystkiego, człowiek potrzebowałby chyba całego dnia.
- On tylko wydaje się być taki duży. - zakomunikował mężczyzna, widząc moje zdziwienie. Pokierowałam się za nim do kuchni, próbując zachowywać się normalnie, kiedy mijaliśmy kolejne pomieszczenia.
Muzeum. Tylko w pięknym wydaniu.
- Z cytryną? - zapytał, wskazując mi miejsce.
- Tak, poproszę.
- Sebastian dużo mi o tobie mówił, - zaczął - oczywiście same pozytywne rzeczy. I sądzę, że się nie mylił.
- Nie rozumiem.
- Wydajesz się być bardzo miłą dziewczyną.
- Dziękuję.
- Mówił jak bardzo chciałby zamieszkać z tobą podczas studiów i w przyszłości też, rzecz jasna. - uśmiechnął się. - Kiedy wychodził z domu i oznajmiał, że wybiera się do ciebie, nie było rzeczy, która mogłaby stanąć mu na drodze. Odpędzał wszystko, kolegów, mecze, weekendowe zabawy, których nie popierałem. Dlatego bardzo zdziwiłem się, że jakaś dziewczyna może aż tak zawrócić mojemu synowi w głowie. Teraz rozumiem jego zachowanie. Nigdy nie miał za złe, że rezygnuje z czegoś dla ciebie, robił to dobrowolnie, z miłości. Miał kilka innych dziewczyn, ale żadna nie była tak ważna jak ty.
- Miło mi to słyszeć.
- Oh, witaj Aniu. - rzucił mężczyzna, wstając i witając swoją żonę. - Zobacz kto nas odwiedził.
- Dzień dobry. - powiedziałam lekko zmieszana. - Przyszłam do Sebastiana.
- Ależ kotku, - odparła kobieta - Sebastiana już nie ma. Wyjechał do Warszawy, tak jak ci mówiłam.

niedziela, 6 lipca 2014

- Myślę, że już jest w porządku.
- Dlaczego tak uważasz?
- Zaczęłam żyć. Czerpać radość z najmniejszych rzeczy. Uśmiecham się.
- Sądzisz, że to wystarczy?
- Tak.
- Jak uważasz, co powinnam teraz odpowiedzieć?
- Że jestem w błędzie.
- Ponieważ ból pozostanie w tobie na zawsze.
- Ponieważ jestem słaba.
- Ponieważ zbyt wcześnie się poddałaś. Stoisz w miejscu, a to żaden postęp. Nie robisz nic by wygrać.
- Nie potrafię.
- Wygrać?
- Żyć.


Jest czarujący. Prawdziwy. Nie zamieniłabym go na nikogo innego. Przystojny i ułożony, a co najważniejsze - cały mój.
- Dlaczego nie śpisz? - szepnął przebudzony Sebastian.
- Nie mogę zasnąć, chyba za dużo myślę.
- O czym? - zaśmiał się, całując mnie w policzek.
- O tobie. O tym, że nawet nie masz pojęcia jak bardzo cieszę się, że cię mam. Nigdy nie byłam tak szczęśliwa. Odnalazłam sens wstawiania rano i przeżywania całego dnia. Odnalazłam siebie, gdzieś pośród wszystkich ważnych i ważniejszych spraw. Odnalazłam ciebie, w tłumie innych ludzi, w chaosie. Odnalazłam życie, które dawno utracone, powróciło przepełnione słońcem i wiosną. Odnalazłam uśmiech, na którejś z chmur wiszących na niebie. Odnalazłam miłość, której nie mogę stracić, bo wtedy ponownie utracę siebie.
Nie odpowiedział. Po prostu spojrzał w moje oczy i pocałował. Zapieczętował moje słowa.


Kiedy obudziłam się rano, jego już nie było. Obok mnie w łóżku pozostało puste miejsce. Zza zasłony przeciskało się poranne słońce sygnalizujące kolejny dzień do przeżycia.
Wstałam, schodząc do kuchni. Już w korytarzu poczułam wspaniały zapach naleśników i kawy.
- Jesteś cudowny. - wyszeptałam, obejmując go od tyłu. - Kocham cię.
Po zjedzonym śniadaniu postanowiliśmy wyjść na taras poleniuchować.
- Mam propozycję. - powiedział. - Chodźmy do mnie, chcę żebyś w końcu poznała moich rodziców.
Jak się wykręcić? Wyjazd? Odwiedziny? Ważne zakupy? Zapomniałam o...
- Nie daj się prosić.
Byliśmy inni. Jego rodzina i moja. Bogaci i biedni. Eleganccy i normalni. Spędzają wieczory na bankietach i ważnych spotkaniach, my na kanapie przed telewizorem.
- Moja mama na pewno cię polubi, zobaczysz. - zapewniał.


Ogromna willa, basen i duży ogród, a w nim szczęśliwa rodzina. Jego matka była piękną kobietą. Wysoka, uśmiechnięta blondynka, która wyszła właśnie do ogrodu, trzymając na rękach trzyletnią córeczkę, pomachała nam, po czym zajęła miejsce na krześle.
Weszliśmy, witając się z ogromnym bernardynem, który jako jedyny najbardziej cieszył się z naszej wizyty.
- Mamo, chciałem ci przedstawić moją dziewczynę. Klaudia, to moja mama.
- Bardzo mi miło. - powiedziałam, uśmiechając się.
- A to moja młodsza siostrzyczka, Kasia. - rzucił, chwytając małą za rękę.
- Cześć maleńka. - szepnęłam, uśmiechając się do niej i chwytając za rączkę, którą wyciągnęła w moją stronę.
- Sebastian, proszę weź siostrę ze sobą i idź zrób swojemu gościowi coś do picia. - powiedziała nagle kobieta, odrywając mnie od dziecka.
Zostałyśmy zupełnie same, siedząc w przerażającej ciszy. Co jakiś czas można było usłyszeć chrapanie psa leżącego koło basenu albo wygłupy Sebastiana z siostrą, dobiegające zza okna w kuchni.
- Kim są twoi rodzice? - zapytała kobieta, nie odwracając wzroku w moją stronę.
- Już jestem! - krzyknął Seba, podając mi lemoniadę. - Mam nadzieję, że trochę się poznałyście. Mamo, Klaudia zaczyna w październiku studia prawnicze. Chce być adwokatem tak, jak ty. - oznajmił.
- To bardzo ciężkie studia i jeszcze cięższa praca.
- Wiem o tym. - odpowiedziałam.
- Nie będziesz miała czasu na spotkania ze znajomymi albo weekendowe imprezy.
- Raczej nie należę do grona imprezowiczów.
- Studiując, nie miałam nawet czasu na chłopaków. A swoją licealną miłość porzuciłam wraz z nadchodzącym pierwszym października. - oznajmiła oschle.
W ogrodzie rozległ się dźwięk komórki.
- Przepraszam, to moja. - rzucił Sebastian, wychodząc.
- Rozumiesz co mam na myśli? - zapytała kobieta. - Sebastian to zrozumie, ma taki sam przykład w domu. Zostaw go już teraz i przestań mu robić złudne nadzieje na coś, co nie będzie miało żadnego rozwinięcia. Wasz związek nie ma sensu, bardzo się różnicie. Chyba wiesz o czym mówię.
- Chodzi pani o pieniądze? - zapytałam zdziwiona.
- Jesteśmy z dwóch różnych klas społecznych, chyba zdążyłaś zauważyć. Jak w takiej sytuacji wyobrażasz sobie cokolwiek?
Poczułam się tak, jakby ktoś wymierzył mi cios prosto w policzek. Zamurowało mnie.
- A tak w ogóle, - zaczęła ponownie - to zamierzam posłać syna na Uniwersytet do Warszawy, nie mówił ci?
Odwróciłam się za siebie, patrząc na roześmianego w oddali Sebastiana.
Jaka Warszawa? Jaki Uniwersytet? 
- Przepraszam, muszę już iść. - oznajmiłam, wstając i odkładając szklankę z nienaruszoną lemoniadą.


Zaczęłam nienawidzić świat. Za klasy społeczne, za pieniądze, za wszystko. Nie, w tamtej chwili wcale nie chciałam być bogata, by móc przypodobać się jego matce. Nie chciałam być idealna, wymarzona właśnie dla niej. Gdybym mogła cofnąć czas, niczego bym nie zmieniła. Po prostu bym tam nie poszła.
Po mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi.
Sebastian.
- Co tu robisz? - zapytałam.
- Dlaczego poszłaś?
Nie odpowiedziałam. Nie chciałam by było mu głupio.
- Mogę wejść? - rzucił.
- Nie. Jestem zmęczona, chciałabym się położyć.
- Klaudia, co się dzieje?
- Myślałam, że różnica klas społecznych była lata temu.
- O czym ty mówisz?
- Nie wiedziałam, że będziesz studiował w Warszawie. Cieszę się, że mogliśmy o tym porozmawiać i, że dowiedziałam się o tym od ciebie.
- Nigdzie nie wyjeżdżam.
- Nie możemy być razem.
- Dlaczego do cholery?
- Bo nie jestem taka, jaka być powinnam. Nie jestem wystarczająco dobra, idealna i bogata. Nie mam tego wszystkiego, co ty. Willi, basenu i wspaniałej rodziny. Popatrz, jak wyglądam i gdzie mieszkam.
- Nie obchodzi mnie to. Możesz być nawet bez ręki, łysa i pryszczata, ale cię kocham, rozumiesz? Nie chciałbym nikogo innego.
- Chyba powinieneś już iść. - szepnęłam.
- Klaudia!
- Idź już. - powiedziałam, zamykając przed nim drzwi.