niedziela, 28 grudnia 2014

Wierzysz w przeznaczenie? W ślepy los? W "tak miało być"? Wierzysz, że coś zostało zaplanowane tam do góry i już nie masz na to najmniejszego wpływu? Wierzysz w kolej rzeczy? W przypadek? W zrządzenie losu? Myślisz, że spotkałaś kogoś, bo tak było ci pisane? Tłumaczysz to zbiegiem okoliczności? Koło fortuny? Może siła wyższa? Jeśli twoja odpowiedź brzmi: "tak", to teraz po prostu usiądź wygodnie, zrób sobie kawę i przestań zadręczać się czymkolwiek. Przestań dołować się przeszłością, wspomnieniami. Nie zastanawiaj się nad tym, co będzie. Nie wybiegaj w przyszłość. Opatrzność nad tobą czuwa, a przeznaczenie nadal pracuje na wysokich obrotach. Zaufaj mi, będzie co ma być.


- Mi również - odpowiedziałam, chwytając jego dłoń. Skłamałam, jakie to było oczywiste.
Miło mi. Czyżby?
- Poznaliśmy się kilka dni temu w tramwaju, wsiadły kanary, a on nie miał biletu i tak się zaczęło - opowiedziała zachwycona Kasia.
- Romantycznie - rzuciłam kąśliwie.
- Prawda? - krzyknęła i wtuliła się mocno w jego ramiona.


- Musisz mi pomóc - oznajmiłam.
- Wiesz która jest godzina? - odpowiedział głos w słuchawce.
- Skąd pewność, że właśnie ta miłość jest prawdziwa i że jest na zawsze?
- Wiesz co to poświęcenie? Kiedy dzwonisz do niego w środku nocy, a on odbiera i z niepokojem pyta, co się dzieje i choć dzwoniłaś tylko po to, by usłyszeć jego głos albo oznajmić mu, że tęsknisz, uśmiecha się i mówi, że kocha. Kiedy leżysz w szpitalu zupełnie sama, obładowana owocami, jogurtami i całą masą pozostałych artykułów spożywczych, bo wszyscy odwiedzający wpadli tylko "na chwilę", a jedynym człowiekiem, który troszczy, martwi się i przenosi swoje życie do tej szpitalnej sali jest on. Kiedy znajdujesz się w krytycznej sytuacji i przez ułamek sekundy zastanawiasz się do kogo zadzwonić, wybór pada na niego, bo masz tę pewność, że ci nie odmówi, że odbierze, że pomoże, że kocha.
- Dziękuję.


Obudziłam się z lekkim i nieprzyjemnym bólem głowy i nie sądzę, że chodzi tutaj o kaca, chyba siadła mi psychika. Ile tak naprawdę może znieść człowiek? Co się dzieje, kiedy nadchodzi ten kulminacyjny moment, który niszczy wszystko? Jak bardzo boli pustka?
Zeszłam na dół, aby zaparzyć sobie kawę. Włączyłam ekspres, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Szybko narzuciłam na siebie szlafrok, po czym delikatnie uchyliłam drzwi.
To on.
- Porozmawiamy?
Nie wiem dlaczego, ale pozwoliłam mu wejść do środka, ponownie. Kiedy przekraczał próg poczułam jakby zabierał cząstkę mnie, której już nigdy nie odzyskam.
- Jak Warszawa? - zapytałam.
- Chyba nie myślisz, że przyszedłem tutaj rozmawiać o życiu w stolicy.
- Nie? A o czym chciałbyś porozmawiać? Może o tym, że twoja matka miała rację. Różnimy się, to prawda. To wszystko byłoby zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe.
- Co ty bredzisz?
- Powiedziałeś, że nie wyjeżdżasz do Warszawy, a jakiś czas później okazało się, że właśnie tam jesteś. Mówiłeś, że twoja matka pieprzy głupoty, a jednak jej posłuchałeś. Studia w stolicy, wspaniały uniwersytet i moja przyjaciółka, przed którą udajesz, że mnie nie znasz! Mam dosyć, rozumiesz? Nie zasłużyłam sobie na to wszystko - wykrzyczałam, ocierając spadające po policzkach łzy.
- Hej, mała, uspokój się.
- Nie chcę tego wszystkiego.
- Co to ma znaczyć?
- Odejdź.
- Nie mam zamiaru.
- Powiedz, że ten związek nie miał przyszłości, że się bawiłeś, że wyjeżdżasz, że nigdy mnie nie kochałeś. Powiedz to, bo inaczej nie będę potrafiła pójść dalej.
- Przecież to kłamstwo.
- Jeśli teraz wyjdziesz, zostawiając mnie w tym stanie bez żadnego słowa, ja już się nie podniosę, rozumiesz?
- Nie będę wygadywał takich głupot!
- Czyli kochałeś?
- Tak.
- A mimo to zostawiłeś mnie tutaj, wyjeżdżając bez słowa. Gdyby przez czas twojej nieobecności coś mi się stało, nie mogłabym na ciebie liczyć. Nie mogłabym zadzwonić i poprosić o pomoc, nie byłbyś obok, nie zrobiłbyś nic, bo najzwyczajniej w świecie ciebie już nie było.
- Przepraszam.
- To nie jest prawdziwa miłość.
- Przepraszam.
- Po prostu zrób to - wyszeptałam, spoglądając na niego z zapłakanych oczu - zrób to.
- Nigdy cię nie kochałem - oznajmił, a następnie wyszedł.
- Dziękuję - wyszeptałam, upadając na zimną podłogę.


Wsiadłam w samochód pospiesznie odpalając silnik. Co chwilę ocierałam mokre policzki i głęboko nabierałam do płuc powietrza. W końcu dotarłam w upragnione miejsce. Wysiadłam z auta i spojrzałam w niebo.
- Cześć - powiedziałam. Zapaliłam znicz i odłożyłam go pod maleńkim krzyżem - bardzo za wami tęsknię.
Przejeżdżające co jakiś czas auta zwalniały, myśląc, że potrzebuje pomocy.
- Chciałabym powiedzieć, że jest okej, ale nigdy nie pragnęłam was okłamywać. Nawet wtedy, gdy wszyscy szli na wagary, okłamując swoich rodziców, wy jedyni wiedzieliście, że tego dnia nie spędzę w szkole. Lubiłam być szczera, z resztą nadal tak jest. Nie radzę sobie, z niczym już nie daję rady. Wszystko tracę, niszczę. Jestem do niczego. Tak bardzo potrzebuję waszego uśmiechu, waszych rad, żartów i pomocy, na którą zawsze mogłam liczyć. Za każdym razem mogłam przyjść i się wygadać, i chyba to jako jedyne się nie zmieniło. Mam nadzieję, że mnie słyszycie gdzieś tam u góry i może chcielibyście obdarzyć mnie jakąś złotą radą, ale i wy i ja doskonale wiemy, że jest to niemożliwe. Opiekuję się domem, może nie tak idealnie jak ty mamo, ale stoi on na swoim miejscu, dbam o twoje kwiaty i czyszczę porcelanę - uśmiechnęłam się - gdybym tylko mogła cofnąć czas.. To ja do tego doprowadziłam, to z mojej winy spotykamy się w takim, a nie innym miejscu, to ja przyczyniłam się do tego, że nie mam nikogo, że nie mam już was. Przepraszam - wyszeptałam. Wyciągnęłam z kurtki opakowanie silnych tabletek. - Do zobaczenia.

1 komentarz: